Popędzam każdą chińską chwilę, nic na siłę, ale gdyby już był piątek? To ominęły by mnie wtorek, środa i czwartek. Czas ma swoje naturalne prawo, nie jestem przeciwko niemu. Dziś spotkałam dwie Polki z Pomorza, które przyjechały do szpitala tydzień temu, to nie jest ich pierwsza wizyta, dziewczyny jak ja, krok po kroku. Rano były przed zabiegami. Patrzyłam im w oczy i widziałam tam swoje myśli, które niedawno mi towarzyszyły. Ludzie różnią się od siebie i są do siebie podobni. Nie wiedzieć czemu w chorobie uczucia i emocje kształtuje w dużej mierze strach i to jest to, co od początku leczenia jest najważniejsze, przestać karmić się strachem!! Mój pierwszy „doradca emocjonalny”, A.J., mój człowiek, dwa lata temu, na samym początku powiedziała mi, że ja Karolina nie wiem co będzie dalej. To miało dać mi to ważne poczucie tu i teraz, to miało włożyć siłę w działanie, które teraz mogę wykonać dla siebie, oprócz czekania na działanie lekarzy i medycyny. To dało mi wybór, chcę walczyć o swoje zdrowie. Przyjrzeć się faktom i temu, co mogę zrobić dla siebie. Chciałabym, by moje doświadczenie w cofaniu choroby, było choć małym drogowskazem dla osób, które z nowotworową diagnozą właśnie wykonują pierwsze kroki i trafiły na tego bloga. Mogę i będę pisać tylko o tym, co ja wybrałam, co dla mnie było najważniejsze, od czego zaczęłam. Pamiętam bardzo dobrze uczucie ogarniającej samotności, które w całości wypełnia ciało i umysł po usłyszeniu diagnozy. Tego jednego słowa, któremu nadajemy od pierwszych chwil zbyt duże znaczenie i moc.
Drogowskazy zmian:
Dieta, by odżywiać ciało, które ma dużo roboty.
Psychoterapia, która ukierunkuje się według indywidualnych potrzeb. Zwiększanie świadomości siebie, wewnętrzne jednoczenie. Praca nad asertywnością, poczuciem własnej wartości i wyrażaniem siebie, swoich potrzeb w kontakcie z innymi. Być uważnym na swoje potrzeby! Praca nad podświadomością. Stawać się zdrowym człowiekiem w swojej głowie.
Wizualizacja, która jest pomocą dla mózgu by uruchamiał naturalne siły organizmu do walki, ( to jest jak z cytryną: zamknij oczy, wyobraź sobie, że przecinasz żółtą cytrynę na pół, sok spływa po nożu, wyciskasz ją do szklanki i wypijasz...ślina już jest? No to wyobraź sobie jak białe krwinki idą w bój na słabe zdeformowane nowotworowe komórki. To tak w dużym skrócie ). Oczywiście polecam techniki wizualizacyjne Wandy Wegener, „Umysł w walce z chorobą”.
Relaksacja, moja ulubiona: nad ciepłym, bezludnym, polskim, marcowym morzem, z małym kieliszkiem mieniącej się w słońcu żołądkowej w kolorze bursztynu, na śpiworze pod wydmami. Patrząc jak morze wychodzi na brzeg, cofa się i szumi. Zapach wiatru. Obok człowiek z turkusowym sygnetem na środkowym palcu, na jej uśmiechniętej twarzy spojrzenie: że to, co jest tu i teraz jest najlepszym co mogło się stać tu i teraz. Potrafię bez problemu, w sekundy trzy, wprowadzić się w tamtą chwilę, tuż po zamknięciu oczu, ciało pozbywa się napięcia od czubka głowy po stopy i czuję słońce na twarzy. Oczywiście można korzystać z gotowych technik relaksacyjnych, jak np. trening autogenny Schultza.
Poprawa kondycji fizycznej: wstaje rano i robię robaczka z Gustawem na podłodze. Przyznaję, że tu jest mój najsłabszy punkt i tyle co się nabiegam w myślach nie starcza. Gimnastyka! taak, taak. Zadanie domowe.
Stres, warto się przyjrzeć i zmieniać nastawienia do danych sytuacji, pomyśleć o co mi chodzi, na czym mi zależy? Moje pytanie pomocnicze: po co mi to?
Jutro ostatni zabieg naświetlania, ostatni zabieg tego turnusu! Emocje nadal na wodzy. Rano rozmowa z lekarzem o tym co się tu zadziało, co zrobili w pierwszej kolejności, planach na przyszłość, terminach kontroli i powrocie na rekultywację krwi; to proces, który należy powtórzyć w ciągu dwóch miesięcy... o tym nie pisałam. Moje 100 mililitrów białych krwinek, odseparowanych w godzinę od reszty krwi, maszyną wyglądająca na dobry radziecki sprzęt pojechało na 10 dni do Pekinu. Krwinki wróciły do mnie i było ich więcej. Nie wiem o ile więcej, ale pewno o milion tysięcy!!!! Oddali mi je w trzech kroplówkach, po których wyglądałam jak rumiana dziewucha. O kolejnych planach nie ma co za dużo gadać ...wszak
rak wspak!
Drogowskazy zmian:
Dieta, by odżywiać ciało, które ma dużo roboty.
Psychoterapia, która ukierunkuje się według indywidualnych potrzeb. Zwiększanie świadomości siebie, wewnętrzne jednoczenie. Praca nad asertywnością, poczuciem własnej wartości i wyrażaniem siebie, swoich potrzeb w kontakcie z innymi. Być uważnym na swoje potrzeby! Praca nad podświadomością. Stawać się zdrowym człowiekiem w swojej głowie.
Wizualizacja, która jest pomocą dla mózgu by uruchamiał naturalne siły organizmu do walki, ( to jest jak z cytryną: zamknij oczy, wyobraź sobie, że przecinasz żółtą cytrynę na pół, sok spływa po nożu, wyciskasz ją do szklanki i wypijasz...ślina już jest? No to wyobraź sobie jak białe krwinki idą w bój na słabe zdeformowane nowotworowe komórki. To tak w dużym skrócie ). Oczywiście polecam techniki wizualizacyjne Wandy Wegener, „Umysł w walce z chorobą”.
Relaksacja, moja ulubiona: nad ciepłym, bezludnym, polskim, marcowym morzem, z małym kieliszkiem mieniącej się w słońcu żołądkowej w kolorze bursztynu, na śpiworze pod wydmami. Patrząc jak morze wychodzi na brzeg, cofa się i szumi. Zapach wiatru. Obok człowiek z turkusowym sygnetem na środkowym palcu, na jej uśmiechniętej twarzy spojrzenie: że to, co jest tu i teraz jest najlepszym co mogło się stać tu i teraz. Potrafię bez problemu, w sekundy trzy, wprowadzić się w tamtą chwilę, tuż po zamknięciu oczu, ciało pozbywa się napięcia od czubka głowy po stopy i czuję słońce na twarzy. Oczywiście można korzystać z gotowych technik relaksacyjnych, jak np. trening autogenny Schultza.
Poprawa kondycji fizycznej: wstaje rano i robię robaczka z Gustawem na podłodze. Przyznaję, że tu jest mój najsłabszy punkt i tyle co się nabiegam w myślach nie starcza. Gimnastyka! taak, taak. Zadanie domowe.
Stres, warto się przyjrzeć i zmieniać nastawienia do danych sytuacji, pomyśleć o co mi chodzi, na czym mi zależy? Moje pytanie pomocnicze: po co mi to?
Jutro ostatni zabieg naświetlania, ostatni zabieg tego turnusu! Emocje nadal na wodzy. Rano rozmowa z lekarzem o tym co się tu zadziało, co zrobili w pierwszej kolejności, planach na przyszłość, terminach kontroli i powrocie na rekultywację krwi; to proces, który należy powtórzyć w ciągu dwóch miesięcy... o tym nie pisałam. Moje 100 mililitrów białych krwinek, odseparowanych w godzinę od reszty krwi, maszyną wyglądająca na dobry radziecki sprzęt pojechało na 10 dni do Pekinu. Krwinki wróciły do mnie i było ich więcej. Nie wiem o ile więcej, ale pewno o milion tysięcy!!!! Oddali mi je w trzech kroplówkach, po których wyglądałam jak rumiana dziewucha. O kolejnych planach nie ma co za dużo gadać ...wszak
rak wspak!
'Ludzie różnią się od siebie i są do siebie podobni.' - stale o tym zapominam. Kiedy już przestanę, to mój Mąż powinien być Tobie wdzięczny. Pozdrówka.
OdpowiedzUsuńKarolcia jesteś;wspaniała wielka niemożliwa no i czekamy na tą rumianą dziewuchę ma de in china pozdrawiamy czekamy i cały czas trzymamy kciuki pa
OdpowiedzUsuńTo niesamowite ile sily masz w sobie:)
OdpowiedzUsuńMoja dobra energia caly czas jest przesylana do Ciebie...... Byle do CELU!!!
Zmieniam się razem z Tobą. Dziękuję. Neila to przemieniony alien, czytany wspak. Rak wspak! Alien też wspak! Już nie alien, tylko Neila. Z ciekawości sprawdziłam, co oznacza moje nowe imię i czy w ogóle coś znaczy. Ku mojemu zaskoczeniu odkryłam, że Neila to modlitwa zamknięcia Jom Kippur, czyli Dnia Pojednania - z sobą, z ludźmi, z Bogiem. To jest jedno z najważniejszych świąt żydowskich. Oferuje okazję na zanurzenie w Miłosierdziu Bożym. Oznacza szansę bycia oczyszczonym, uzdrowionym. Kiedy to do mnie dotarło, to poczułam się tak, jakby Pan Bóg specjalnie niebo otworzył - dla Ciebie Karola. Bo nie byłoby alien i nie byłoby Neila gdyby nie pomostowa przestrzeń tego bloga. Może to tylko teatr znakoliter, a może nie tylko.
OdpowiedzUsuńDzień zaczynam i kończę z Tobą. Jestem z Tobą mądrzejsza i lepsza. Uśmiechnę się zaraz do tych trudniejszych, bo oni bardziej tego potrzebują. Czytam i zapamiętuję Twój drogowskaz jak poranną litanię....Wracaj. Tu nabierzesz uśmiechu i rumieńców bo tu jest....
OdpowiedzUsuńCzytając Twoje wpisy czuję, jakbym zakładała magiczne okulary i patrzyła na świat trochę innymi oczami innej mnie. To niesamowite. Jestem pewna, że gdyby cała energia "blogowiczów" mogła się zmaterializować, wróciłabyś do domu bez samolotu, na skrzydłach naszych energocząsteczek :) Pozdro
OdpowiedzUsuńBrak mi słów, brak mi tchu.... Co to mnie czeka w sobotę? Przytulę moją Karolę,nie wiem co to będzie... Ale pozwolę sobie na wszystko, na płacz, śmiech, krzyk wzruszenia, taniec, skoki, podskoki. Moje emocje wystrzelą ku górze, czuję się taka szczęśliwa, tak jak wtedy, gdy urodziłam moje dzieciaczki...
OdpowiedzUsuńJeszcze raz i wiele, wiele razy dziękuję i będę Wam wszystkim dziękować za to co robicie, piszecie, że jesteście z moją Karolcią.
Karolcia właśnie niedawno czytałam o cytrynie o której piszesz, ale na Twoim blogu jest to nie czytanie tylko wprawianie w czyn, piszesz cytryna jest cytryna, piszesz że wracasz i już jesteś z nami cokolwiek piszesz to jest ze mną i już się dzieje. Jaki dziś dzień sobota? ;0)))) Jaki dzień tygodnia by to nie był jesteś ze mną a ja z Tobą... cieszę się... niech już będzie sobota bo wtedy Wasze silne emocje i radość poruszą całym Koninem już czuję tą energię ;0) hurra! Całuję mocno...
OdpowiedzUsuńWitam i polecam (jeśli jeszcze nie znasz) bloga o trumfie pozytywnego myślenia: http://chustka.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńKarolinko trzymam za Ciebie bardzo mocno kciuki...niech te dni szybko mijają abyś mogła jak najszybciej wrócić do najbliższych...niech towarzyszą Ci od teraz tylko te dobre, lepsze dni. Gorąco pozdrawiam :o)) ...do soboty już coraz bliżej...z każdą minutą bliżej!!!
OdpowiedzUsuńDobrze że mieszkam w Pozku :-))) ....samolot wyląduje pewnie na Ławicy i mam nadzieje że energia i radość wszystkich bliskich z powrotu Karoliny również w malutkim stopniu dotrą do Mnie, do Nas - obcych lecz już chyba bliskich, bliższych Jej sercu....Trzymam kciuki za szczęśliwe lądowanie i szybką sobotę...ech cudowne chwile się zbliżają...niech trwają jak najdłużej:-)))
OdpowiedzUsuń