Wyszywanie ma swój rytm, jest to czynność która przynosi mi relaks, wyciszenie, satysfakcjonujące jest osiągnięcie celu takiej mrówczej roboty, za takim stylem tęskni moje niecierpliwe serce. Myślałam, że ta dłubanina i koncentracja nad szmatką przynosi mi zatrzymanie w czasie, a to jest co innego, dziś na to wpadłam. To jest spędzanie czasu, w jego naturalnym rytmie mijania, przyjemnością z podlegania jego regułom jest brak uczucia pośpiechu, brak presji rzeczy niedokończonych, jakby się płynęło jego łódką. I właśnie to widziałam w latawcach. Zainicjuję otwarcie stowarzyszenia czynności, które w większej mierze opierają się na czekaniu. Moim mistrzem kategorii jest wędkarstwo.
Odkryłam coś jeszcze, to nie są złote myśli, ja to poważnie uważam za swoje odkrycie. Wszyscy ludzie są tacy sami, różnice które powstały są wynikiem różnych czynników kształtujących. I to jest oczywiste, niepokojące jest na jakim przykładzie to zobaczyłam.Włączyłam telewizję, pomyślałam, że jest to też sposób na podglądanie, bo w takim chińskim „M, jak miłość”, można zobaczyć co jedzą, gdzie chodzą, co robią...W większości programu telewizyjnego są reklamy, które są identyczne jak w naszej telewizji, przyniesione z zachodu. KFC, te same uśmiechnięte twarze jedzą tego samego kurczaka. Palmolive i opadające z ramion piękne czyste włosy. McD, ( tu z dostawą na telefon ), do pokoju oczekujących na jedzenie wchodzi Bruce Lee, trzyma bułkę z kotletem! Następuje euforyczna reakcja. Nie widuję tu otyłych ludzi, Ci pojawiają się tylko w niedalekiej odległości od KFC i McDonald.
W centrach handlowych widać jak ta kultura z zachodu wlewa się na podatny grunt. Chodzę do jednego po bagietki, czyli jedyne pieczywo jakie w smaku przypomina naszą białą bułkę. O razowcu, wieloziarnistym już nie marzę. Bagietki to białe pieczywo które nie jest słodkie, puszyste i tostowe, a kupuję je w kawiarni: ”Francuska Bagietka”. Tu nie ma ludzi których widuję na bazarze, tu przyszli tacy co chcą kawy z papierowego kubka, francuskiego rogalika i deseru z bitą śmietaną. Fantastyczne i ciekawe jest jedzenie w chińskich barach ale niestety i ja lepiej się czuję we francuskiej bagietce, stoły i podłogi są czyste, nikt nie przechodzi mi koło talerza z brudnym wiadrem na niezjedzone resztki i nie śmierdzi!
Podział klas jest bardzo widoczny. Na ulicach wzrok przeskakuje z małego motoru i przyczepki wypchanej różnościami, ( poluję na zrobienie zdjęcia takiej ), na dobre samochody światowych marek, oraz takie błyszczące bogactwem. Ogólnie ludzie dążą do wygody, dobrobytu, niczym się w tym nie różnimy i nawet tu kanonem nowoczesności i luksusu dla młodego pokolenia i młodzieży są te same wzorce, które weszły do Polski po przemianie ustroju. Sama mogłam je obserwować jako dziecko potem młodzież i jako starsza młodzież. Tu zmiany nie było, a wzorce weszły, ale ja nie politykuje tylko tak sobie patrzę...
Za oknem huczą fajerwerki, niebo nie milknie ani na chwilę, dziś przyjdzie chiński Nowy Rok, będzie rokiem smoka wodnego, zobaczymy co się będzie działo.
Ps. Melduję, że pierwsza chińska robótka ręczna wykonana. Zdjęcie dzięki uprzejmości Tadeusza, on się nie obija i zaległe też wklei. Zapewniam.

Chciałam coś napisać, ale tak się wzruszyłam, że brak mi słów. Jesteś
OdpowiedzUsuńw bardzo ciekawym wielkim kraju, którego budowle ludzką widać z KOSMOSU.
Chylę czoła przed Twoja wrażliwością i zobaczenie tego, czego inni nie widzą
Co bym tu nie napisała, to i tak będzie prozaiczne i liche. Też kiedyś wyszywałam
i teraz zdaję sobie sprawę, że czułam tak samo.
Byli u nas wczoraj Krysia i Heniek i jeszcze bardziej po tych 30 latach zbliżyliśmy
się do siebie i Ciebie.
Właśnie rozpoczyna się w Chinach Rok Smoka Wodnego. Cytuję za pewną stroną internetową: "Żywiołem, który odpowiada Smokom jest ziemia, a więc gdy światem włada Wodny Smok, to woda uzupełniają się wzajemnie, a więc rok jest korzystny dla wszystkich nowych przedsięwzięć. Przedsięwzięcia zaczęte w Roku Wodnego Smoka będą się pomyślnie rozwijać." Poza tym ubieraj się na złoto i czerwono bo (kolejny cytat): "Ulubionym kolorem smoków jest złoty i czerwony, obydwa uważane w Azji za przynoszące szczęście i wspomagające siły życiowe. W 2012 roku warto się w nie ubierać, a w złoto-czerwonych teczkach dobrze jest trzymać ważne dokumenty i rachunki." Nie wspomnę już o paleniu kadzidełek :) Pozdrowienia gorące z Konina zimnego!
OdpowiedzUsuńAha! Zapomniałam podać źródło tych mądrości: http://czary.pl/horoskopy/chinski/chinski_horoskop_roczny.php
OdpowiedzUsuń...zapomniałam w mailu dodać: Szczęśliwego Nowego Roku :)
OdpowiedzUsuńMiało być zosia, ale może być też zdzisia !
OdpowiedzUsuńczynnoscia, ktora ja "wykonywalam" czekajac na Natalke bylo patrzenie na palce... czy nadaje sie do STOWARZYSZENIA????:-)slemy buziaki!!!!!
OdpowiedzUsuńPS. krylas sie ze swoimi talentami! piekne rysunki, hafty...ciekwe co jeszcze:-) pozazdroscic.
Przypomina makramę. Bardzo ciekawy ten haft!
OdpowiedzUsuńHehehe, ja, kiedy utknęłam w szpitalu na miesiąc, zrobiłam na drutach misia Dydylka :) Urody nie miał żadnej, ale urok niezaprzeczalny! Coś jest w tych robótkach ręcznych...
OdpowiedzUsuńWitaj Nieznajomo....nadal otwieram Twego bloga, czekam i czytam i znowu czekam i czytam i tak i wciąż...
OdpowiedzUsuńNiezwykły rok sie zapowiada...mam nadzieje ze będzie to Rok Smoka w pełnej krasie -szczególnie dla Ciebie....
Emblemat Smoka nawiązuje do wiecznego ruchu, cykliczności, odnowy, to symbol wody autorytetu i potęgi....warto wrócic do Twej wizualizacji sprzed kilku dni i porównać...niezwykłe...
Obcuje na co dzień z pewnym Smokiem dlatego wiem jaką siłę i moc posiadają...
Ludnośc Chińska do dzis twierdzi że pierwszymi cesarzami Chin były Smoki:-)))
Nic dodać nic ująć...
A więć siły i mega mocy w Roku Smoka:-)))Bądż jak ogień i powietrze...Powodzenia!
kazdy potrzebuje odczuwac czase naturalny przebieg rzeczy... wylaczyc sie na chwile, wyciszyc... czy to dzieki haftowaniu, czy tez czytaniu, spacerowaniu... chiny. piekny odlegly kraj ;) moze kiedys rowniez go odwiedze. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKarolka życzę Ci żeby ten chiński smok kopnął tego raka daleko jak się tylko da. A jakby chciał wrócić to liczę na pomoc Bruce'a Lee i jego kopniaka z pół obrotu. Buźka
OdpowiedzUsuńświetny blog.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCześć ciociu siedzimy teraz z babcią Ewą i czytamy najnowsze wpisy oraz oglądaliśmy wywiad z telewizji Konin. Jesteśmy z tobą Eryk i Ewa Klemińscy
OdpowiedzUsuńWspaniałe dzieło Karol! in advance zapisuje sie do stowarzyszenia z kategorią malowanie chińskich krzaczków na koszulkach :D niestety w komentarzu nie da się wkleić "wpisowego zdjęcia" :)
OdpowiedzUsuńWięc niech wodny Smok daje dobrą energię i siłę Tobie, Li i jego ekipie, co by szło wspak jak należy!
My już "wróceni", Sylwek i Karol zajadają zrazy i dorsze, Marlena z Jarkiem prawdopodobnie zostali zamurowaniu w domu przez Alanka, a ja rzucam się w wir tego, co Smok niesie.
Kosmosem leci pozytywny pakiet, przechwytuj! :)
Karolciu!!!ten Bruce Lee przypomina mi b.dawne czasy ,które Ty zapewne też pamięasz .Jako starsza młdzież ,a ja jako starsza młodzież od tej starszej .Pamiętasz pewne kino objazdowe na wiadomej świetlicy w wiadomej miejscowości .Cała sala zapełniona i ja na taboreciku przyniesionym z domu pod samym "ekranem".Cała sala zakopcona od dymu z papierosów.Bo jak tu nie zapalić przy takich emocjach .Od tego dymu prawie nie było widać Bruce Lee na "ekranie" .A ty teraz masz okazję go zobaczyć w całej okazałości i to w miejscu skąd pochodzi.W Nowym Roku życzę Ci spełnieni marzeń .Trzymaj się.
OdpowiedzUsuńPiękny ten Twój blog, aż w serducho kuje... pisz kochana, pisz, bo masz wielki dar!!! Trzymaj się dzielnie, myślę o Tobie, mordaski x
OdpowiedzUsuńBardzo trafnie opisujesz codzienność i terażniejszość.To takie ważne być tu i teraz i coraz więcej ludzi zaczyna to doceniać.Warto zwolnić i wtopić się w naturalny bieg rzeczy,w te urocze chwile w stylu "slow life".Szkoda,że to tylko chwile,ale dają nam tyle radości i cudownych wspomnień.Pięknie wyszywasz,a właściwie malujesz igłą.Znakomite w każdym centymetrze niteczki.Podziwiam i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że dopiero w takich okolicznościach można Cię poznać bliżej. Ale co tam, lepiej późno niż później nie? Czytamy, czekamy na więcej i uśmiechamy się do ekranu.
OdpowiedzUsuńA blog? RE-WE-LA. Trzymajcie się tam
pamietam jak w Laosie, po pierwszym miesiacu podrozy wyladowalismy z Ariadni we francuskiej kawiarence. Troche gryzlo ze w dalekiej Azji, gdzie tyle niesamowitych rzeczy do jedzenia, my wybralismy europejska knajpke(!!??).Ale sa rzeczy ktorych nie da sie zastapic. Nie ma kawy laotanskiej, ktora moglaby sie mierzyc z francuska! Chwala im tez za bagietki!
OdpowiedzUsuń"In Washington DC , at a Metro Station, on a cold January morning in 2007, a man with a violin played six Bach pieces for about 45 minutes. During that time, approximately 2000 people went through the station, most of them on their way to work. After about four minutes, a middle-aged man noticed that there was a musician playing. He slowed his pace and stopped for a few seconds, and then he hurried on to meet his schedule. About four minutes later, the violinist received his first dollar. A woman threw money in the hat and, without stopping, continued to walk. At six minutes, a young man leaned against the wall to listen to him, then looked at his watch and started to walk again. At ten minutes, a three-year old boy stopped, but his mother tugged him along hurriedly. The kid stopped to look at the violinist again, but the mother pushed hard and the child continued to walk, turning his head the whole time. This action was repeated by several other children, but every parent - without exception - forced their children to move on quickly. At forty-five minutes: The musician played continuously. Only six people stopped and listened for a short while. About twenty gave money but continued to walk at their normal pace. The man collected a total of $32. After one hour: He finished playing and silence took over. No one noticed and no one applauded. There was no recognition at all. No one knew this, but the violinist was Joshua Bell, one of the greatest musicians in the world. He played one of the most intricate pieces ever written, with a violin worth $3.5 million dollars. Two days before, Joshua Bell sold-out a theater in Boston where the seats averaged $100 each to sit and listen to him play the same music. This is a true story. Joshua Bell, playing incognito in the D.C. Metro Station, was organized by the Washington Post as part of a social experiment about perception, taste and people’s priorities. This experiment raised several questions: In a common-place environment, at an inappropriate hour, do we perceive beauty? If so, do we stop to appreciate it? Do we recognize talent in an unexpected context? One possible conclusion reached from this experiment could be this: If we do not have a moment to stop and listen to one of the best musicians in the world, playing some of the finest music ever written, with one of the most beautiful instruments ever made… How many other things are we missing as we rush through life?"
OdpowiedzUsuńVideo : http://www.youtube.com/watch?v=myq8upzJDJc
Uwielbiam Twoje nitka malowane dziela sztuki! Trzebaby kiedys jakas wystawke uskutecznic-moge zostac samozwanczym kuratorem:)!
OdpowiedzUsuńPS.Odkad jestes w Chinach mam wciaz chrapke na ryz;) Wielkie buziaki