Mój kolega poezje czyta w toalecie. Podarował mi znajomość z Krystyną Miłobędzką, B. Zadurą. Przyjęłam, oblizałam dobrym smakiem, mam to. Mój poeta centralny, wiadomo, pod skórą zawsze, Gałczyński. Jest jeszcze ulubiony Białoszewski i dalej dalej Urszula Kozioł. Szalenie się nie interesuję tą poezją, ale lubię ją jak skurczybyk. Czytam z wrażeniem, że coś rozwiązuję. Detektyw następujących po sobie słów, znaczeń. Może jednak uniknę nieudolnej, żeby nie rzec idiotycznej definicji poezji. Jak ja się boję, wstydzę, banalności w którą i tak wpadam. No i co z tego? Szymborska. Przyznać się, czy nie? Pierwszy raz sięgam. Może było w koło niej za dużo szumu, a ja prawie zawsze pod prąd chciałam, sama coś znaleźć. I znalazłam inną noblistkę zanim nią została, jak karmiłam Gustawa piersią w 2009 roku. Dumnam ze swojego nosa, Herty i Syna. Polecam jak psu kość. Koniecznie od „ Lis już wtedy był myśliwym”. Herta Muller. Szymborska we czwartek, sama weszła, wcisnęła się w myśl, dłonie. Zadrżałam...
Rak wspak to Kar, a Kar to początek od Karolina