Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2012

Koncert charytatywny

Akademia Walki z Rakiem ma zaszczyt zaprosić 7 października 2012 r. o godz. 18.00 na V koncert charytatywny : "Muzyka serc – najpiękniejsze arie operowe„ Koncert odbędzie się w Filharmonii im. Witolda Lutosławskiego we Wrocławiu , przy ul. Marszałka Józefa Piłsudskiego 19 . W programie m.in.: - w pierwszej części koncertu – najsłynniejsze arie operowe w wykonaniu solistów z towarzyszeniem fortepianu (Mozart, Donizetti, Borodin, Bizet, Saint-Saëns, Cilea, R.Strauss). - w drugiej części - C. Saint-Saëns – Oratorio de Noel oraz - aukcja charytatywna. Gość specjalny koncertu Pani Agnieszka Rehlis. Dochód z koncertu przeznaczony będzie na działalność Akademii Walki z Rakiem. AWzR Serdecznie zaprasza! To tu robiłam pierwsze kroki na wspak!

nogi część 3

Myślałam, że te dwanaście kursów chemii da mi takie wytchnienie, kilka chwil pod osłoną hamulca rozwojowego płazów. Podczas tych hamulców jest taki pozorny stan stopu, oddech, coś co pozwala znowu złapać pion. Wtenczas by się nie zanudzić, rozklekotałam się. Popsuły się styki. Badanie emg ( elektromiografia- rejestracja czynności elektrycznej mięśni ), ujawniło wątłość i uszkodzenia moich nerwów kończyn dolnych. Nerw strzałkowy dostał po dupie. W moich stopach nie ma odruchów. Ale idę. Moje stopy dziś o 5.30 zaciągnęły mnie na earl greya. Zaspane kuchenne okno, szybko brązowiejąca zalana wrzątkiem herbata, miska śliwek czekająca pobudki szaleńca. Zastanawiałam się, czy jest ktoś w Polsce, jeszcze jeden taki jak ja, który zjada kilo śliwek dziennie, no i nieraz tylko dwa kilo. Im dłużej stoję, tym bardziej piety wbijają się w nogi, jakieś dziwne nowe doznania stóp, których obraz w mojej głowie zmienia się szybko. Teraz czuję jakbym chodziła na grzybach, odwrócone kapelusze, okrągłe ...

nogi częsć 2

Ciekawe czy zastanawiacie się tak jak ja czy one tam jeszcze są? Z przerażeniem stwierdziłam wieczorem, że już nie potrafię stanąć na palcach, a we czwartek jeszcze przy szafie trzydzieści razy się wspinałam. Wchodzę, wciągając się po schodach. Gustaw samodzielnie wciągając swój bezpedałowy, drewniany rowerek, obserwując mnie wylicza i pokazuje, że on ma sprawne nogi, ręce, brzuch, plecy, a ty jesteś tak mało sprawna, masz chore plecki. Dzień był piękny, zmęczyłam się na spacerze. Spacer był ze słońcem takim ok.17 chyba. Nasycona, błyszcząca, zieleń i pomarańczowe powietrze, jak mi się zawsze wydaje. Wszystkie kontury bardziej wyraźne, a każde spojrzenie, bez wiatru, jak kadr. Każde zdjęcie wykonane spojrzeniem, mrugnięciem oka, tak na niby, wyjątkowe. Oddycham na poboczu, patrzę na Nich. Każdy sobie patrzy, każdego kocham inaczej. Szczęśliwa, wyjątkowy dzień. Powściągliwa, coś ciąży. Ten ciężki krok, nie ciąży moim krokom tylko myślą. Myślę co Oni sobie myślą. Co czują, czy czują ten ...

nogi

I jeśli tego nie widzę to tego nie ma? Kiedy szczypie po kościach, to myślę co robią moje komórki, a co to jest ten rak? I nawet jak tam jest, to dlaczego nie możemy być we dwoje, dlaczego nazwali go złośliwy? On jest po prostu szybki. Czy on zjada te komórk, czy je zmienia? W jakim tempie idzie, jak potrafię go zatrzymać ja, jak chemia, ile zostało z chińskiej terapii? Biodro. Moje biodro milczy. Teraz w ogóle mam wrażenie, że go nie ma, zajmują mnie moje nogi. Chcę iść i idę, cały czas jak pod górę, koncentruję się, pochłania mnie ta czynność, jestem swoim krokiem, rytmem. Angażuję całe ciało, by wejść po schodach. Powtarzam z każdym ruchem, to są twoje nogi, idziesz. Dziwię się, znowu coś tak szybko za daleko zaszło. Nie wiem jak to się dzieję, ale chyba znowu czekałam naiwnie, że minie samo. Na pewno moje wymachiwanie kończynami pomaga, a efekty nie będą tak hop siup, dam im czas i w między czasie odwiedzę neurologa, ortopedę, nogologa, stopologa, syrologa, którzy powiedzą mi coś. ...

cacao owies otto dix i ja

Wyciągnięta maszyna do szycia. Patrzę na nią z kanapy. Ona czeka a ja jeszcze przedłużam ten moment. Syn w przedszkolu, od dziś zostaje do 14 prawie 30, po drugim daniu i drzemce. Poszedł ze swoją poduszką i powiedział pani, że mama narysowała mu tu ciuchcię. Odważny! Nie chce myśleć co robi, zbyt często wyobrażam sobie, że mu smutno. Stop! Chłopak sobie poradzi. Mam czas? Mam czas! No to usiadłam i sobie planuję, wymyślam rozkład dnia, który dotychczas dyktował Gustaw. Już jadłam owoce, już ćwiczyłam nogi nieposłuszne, ale silne, tylko ja wiem jak. Unikam ostatnio wchodzenia w myśli. Trudniej się chodzi i nie wiem dlaczego, ale się chodzi, trudno się czeka na rezonans, ale się czeka, (uwielbiam swojego radiologa!! ). Moje nogi będą teraz ćwiczyć trzy razy dziennie, zapowiadam im, że czucie wróci jak popracują. Bez pracy nie ma kołaczy. Kanapa, cacao, płatki owsiane na sojowym mleku plus sezam, siemię lniane, orzech nerkowca. Cacao zalewam lekko ciepłą wodą taką do brzucha, żeby tyl...

ogień

stałam na polu przodem do ognia odwróciłam głowę do tyłu spod drzew na miedzy poszum utknął mi w gardle trochę niepokój odwróciłam głowę do tyłu bo chciałam zobaczyć stado biegnących koni usłyszeć basowy dźwięk tętno ziemi pod kopytami odwracałam się jeszcze kilka razy i oddychałam wieczorem koniem. ps. jest książka dla dzieci o orkiestrze "WSZYSTKO GRA" ANNA CZERWIŃSKA-RYDEL, MARTA IGNERSKA

dziękuję

Na dojrzałych i przedojrzałych malinowych malinach, za choinkami, w późnym pomarańczowym słońcu, późnym poobiadem, poczułam koniec lata. Cicho zrywałam polując wzrokiem za szerszeniami latającymi wokół jabłoni. Wszystko wszędzie dojrzałe, takie dojrzałe - obarczone chęcią zatrzymania smaku. Wszystko chciałoby się zatrzymać, zatrzymać właśnie takie, zanim przedojrzeje, zanim zgnije, zanim pierwsze zimne rano i wtedy chyba dynia pójdzie jako ostatnia z pola do domu. W słoiki, w lodówkę, ususzyć, w spirytus! I najeść się!!! Marchew osiąga gigantyczne rozmiary, pomidory po pół kilo wiszą jak dzwony, jabłonie wesołe, gruszki już na ławce, winogrona zbieram spod szeleszczących szerokich liści. Ten ogród jest pełny, wypełniony po brzegi, efekt codziennej pracy dwojga, Dziadka Heńka i Babci Kysi. Doglądać, szanować, chodzić, podlewać, mówić, przechodzić, być. Mam szczęście widzieć ten ogród i brać z niego, brać za dziękuję… wieź to do miasta na W i najadać się brzoskwiniami do szaleństwa na ...

afirmacja

W drodze powrotnej z przedszkola pół kilo śliwek, węgierka zwykła. W domu okazało się, że niezwykła. W tym tygodniu odbieram Gustawa po zupie, po 12, czyli jak wracam ok.9 to mam trzy godziny. Odliczyć czas odpoczynku, ( bo się natyrałam od 7.00 żeby Żywaczka, obudzić, ubrać, nakarmić, odprowadzić ), oraz czas odpoczynku przed wyjściem, ( celem przygotowania do odbioru Żywaczka, który wychodzi tak nakręcony z przedszkola, że dwie godziny zajmuje nam dojście do domu, przez boisko, plac zabaw i piekarnię ), zostają dwie godziny, żeby się przysłowiowo zakręcić. Wiele i niewiele, ja kręcę się trochę wolniej. Oprócz tego, że pilnuję by bez Gustawa dobrze zjeść, zaczynam też dobrze myśleć i prowadzę dom, jestem gospodynią. W następnym tygodniu dołożę sobie obowiązków…ale to w następnym tygodniu! Dziś czas myślenia to czas afirmacji; czas jedzenia, to duszone pory plus sałatka z dyni, obok owies i ciecierzyca. Afirmacja, potwierdzać, zapewniać, że dane twierdzenie jest prawdziwe. W psycholo...

owies część II

U gotować owies trochę dłużej niż ryż (40 minut?), dalej też postępować jak z ryżem, zjeść. Wcześniej namoczyć. Bardzo dobre, bardzo, ja zmieszałam z kaszą owsianą oczywiście, dodałam oleju lnianego, sezamu czosnku i świerzej bazyli. Jadłam z soczewicą zmieloną zawinieta w papier ryżowy, soczewica przyprawiona według upodoban konsumenta. Dziś w drodze do przedszkola słońce wstawało, jakoś było czuć, że właśnie wstaje. Ciepłe, ale nie gorące. Zapytana zobiłam wykład skąd się bierze mgła. Ciepło - słóńce ogrzewa wodę na trawie i woda paruje, tak jak my gotujemy wodę i ona też paruje, jak ostatnio zauważył sam G. Wyszło, że słońce to taka kuchenka elektryczna. Ja też chcę podłączyć się do prądu we wrześniu, spadam w przekonaniach, niby lecę i zawracam, nawet może nie wzlatuję? Wracam do Wandy Wegener. Już dziś na kanapie usuwałam z komórek nowotworowych powietrze i budowałam nowe. Zdeformowane flaki wysyłam tam gdzie przeżute śliwki.

trzeci wrzesień

Poniedziałkowa logistyka. 6.oo pobudka, ja i Tadek oraz babcia K, która przechodzi z łózka do łóżka. Gustaw śpi. 6.30 wyjazd do szpitala, ja i Tadek. 6.45 nowe poniedziałkowe zasady kolejkowe, dużo kobiet, duuużo zasad, każda ma swoje, a to ciekawe… 7.15 pobranie krwi, cudem zajęta kolejka do gabinetu i ucieczka ze szpitala w celu odbycia pierwszej drogi do przedszkola z Synem. W MIĘDZYCZASIE 6.45 powrót Tadka do domu. 7.00 budzenie Gustawa.Z relacji esemesowej wiem, że zaangażowani byli miś, owieczka zwana Małą i strażak Sam, nowe odcinki. 7.30 wracam taxi do domu, całe 9.45 złotego, bezcenne, zobaczyć syna 15 minut przed pierwszym wyjściem do przedszkola zawiniętego w kołdrę po uszy przed komputerem z tatą, kanapką i jajem na miękko. Ja przytupuję nóżką wewnętrznie, gotowa ubierać syna i wejść w ten system edukacji państwowej. 7.55 babcia K. goni nas z grzebieniem, a nasza trójka grzebienie owszem widuje, wszystkie które mamy w domu kupiły babcie, pewno z wielką nadzieją… 8.0...