Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2012

Ile mnie we mnie i kto to ja?

Asertywność. Miałam mylną, uproszczoną i niesprawiedliwą definicję, że jest to sztuka mówienia „nie”. Asertywność jest sztuką zauważania swoich potrzeb, indywidualności, samodzielności, pewności, odwagi, dążeniem za wewnętrznym pragnieniem. Zdolnością do pełnego wyrażania siebie w kontakcie z innymi osobami. Zaczyna się na wiedzy o tym co jest moje, co jest wynikiem moich przeżyć, przemyśleń, dążeń. Wyrażenie siebie, swoich uczuć, opinii i pragnień w sposób pewny, bezpośredni i stanowczy, jednocześnie respektując prawa drugiej osoby do własnego zdania. Nieraz mam wrażenie, że jest  to intuicja dotycząca tego co jest dla mnie dobre. Co znaczy, że mamy prawo do istnienia? Odpowiedź jest jak indywidualny szyfr. Co takiego zepchnęliśmy do wiecznego podziemia? Jakie pragnienia ukrywamy, nie wiedząc nawet o tym, by uniknąć konfrontacji z kimś, kogo wartości są odmienne od naszych lub żeby się komuś przypodobać lub nie robić przykrości? Przemieszczam się o krok i staję w innej roli. Teraz jes...

pocieszają mnie poeci

leże, sufit nadal biały, wciąż biały. nieraz szarzeje, a zaraz potem wychodzą cienie, zaraz potem wychodzi noc. jakiegoś ptaka jakby się dopatrzyłam, to chyba muśnięcie kapcia Gustawa. a tu Miron Białoszewski dla mnie napisał: Leżenia 1 naprzeciw nocnych szpar ciemno-ja mieszkanio-ja leżenio-ja 2 leżenie w wydłużanie się bez jednej poprzeczki złości która skraca idzie się tylko na długość idzie się idzie puszcza się w dobrze sobie bycie nie kończy się 3 kiedy leżę nie nadaję się do wstania leżenie zapuszcza korzenie nie wierzę w poruszanie się zawsze do wyrwania zielony 4 takie leżenie-myslenie jak ja lubię to jest niedobre z natury bo niech ja w naturze tak sobie leżę-myślę to zaraz napadnie mnie coś i zje 5 leżąc w łóżku chcę być dobrym przez sen rożnie dużo dobroci leżenie dobroć wygrzewa ale wstanie ją zawiewa   ps. leże, to już mówiłam.

Konin dla Wspaka

Koniny to fajne dziewczyny! Koniniacy to fajni chłopacy. Ja WAM dziękuję, ja WAM jeszcze podziękuję, wkrzyczę WAM do środka do bębęnków popękania, albo cicho. Do wyboru.

Filadefia

Szkiełko pękło, cyfry wyleciały i leżę w bezczasie zagapiona w sufit. Wróciłam. Po co wyjechałam? Chciałam ugrać dla siebie czas, sprowadzając raka w brakczas, w bezistnienie. Wyjeżdżając byłam przekonana, że jadę leczyć wątrobę. Na miejscu usłyszałam, że wątroba nie jest moim głównym problemem. Dużych rozmiarów guz w kręgosłupie uciskał rdzeń kręgowy i zjadł większość mojej kości. Stąd wynikało moje największe skupienie przed zabiegiem cementowania. Wydawało się, że wszystko zrobione. Powrót miał być wybuchem radości i był. I był przyćmiony wybuchem bólu, jakiego jeszcze nie znałam. Ciało wyło z niepokoju. Cementowanie nie zdołało uratować mojego kręgu, jak szkiełko pękł. Czekam na zabieg stabilizacji kręgosłupa. Śniadanie w łóżku, ostrożnie do ubikacji, w drodze powrotnej kilka delikatnych bramek z Gustawem. Bezpieczne wydaje mi się tylko leżenie w kołnierzu o zmysłowej nazwie Filadelfia. Coś się udało, coś się nie udało. Wątroba wygląda ładnie, biodro też. Piłka w grze.